NASZA POLITECHNIKA
Z pewnością aprobata i życzliwość Pana Profesora przyczyniły
się do tego, że tak bardzo lubię swoją pracę, niezupełnie przecież typową dla
polonisty. Na ogół trudna i męcząca, miewa jednak swoje satysfakcjonujące momenty.
Studenci przyjeżdżają do nas ze wszystkich stron świata, często
jest to ich pierwszy kontakt z Europą, że o Polsce już nie wspomnę. W ciągu kilku
miesięcy z bezradnych istot, którym trzeba załatwiać najprostsze sprawy (w czym
od lat dzielnie współuczestniczy pracująca, podobnie jak ja, od samego początku mgr
inż. Krystyna Jabłońska, zajmująca się sprawami administracyjnymi Ośrodka) musimy
wykształcić osoby, których szanse na pomyślne studiowanie są zbliżone do szans
Polaków. To i dla studentów i dla nas ogromna praca. Staramy się jak możemy ułatwić
im proces uczenia się języka nie tylko w jego potocznym, ale także specjalistycznym,
fachowym zakresie. Oprócz tego słuchacze muszą opanować arkana rysunku odręcznego,
wyrównać różnice programowe z matematyki, fizyki oraz informatyki. No i przez cały
czas trwa proces ich adaptacji do kilkuletniego życia i studiowania w Polsce. Uczymy
więc europejskich standardów, szanując jednocześnie odmienność kulturową i
etniczną. Staramy się wzbudzić postawę tolerancji i szacunku wobec innych, życzliwą
ciekawość świata i ludzi.
Sprzyja temu zapewne realizowany corocznie program wycieczek,
wieczornice integracyjne, wieczorki dyskusyjne oraz wspólny wyjazd "na plener"
do Ośrodka Wypoczynkowego Politechniki Krakowskiej w Janowicach. Ten pobyt jest zawsze
przez studentów odbierany entuzjastycznie, choć pracują tam bodaj jeszcze ciężej niż
w Krakowie. Kiedyś nawet nasz były student z Czeczenii napisał do mnie, że Janowic nie
zapomni do końca życia (Cóż teraz się z nim dzieje? O czasy, o ludzie!).
W Ośrodku od początków jego istnienia zawsze wrzało jak w ulu:
kalejdoskop poważnych, naukowych konferencji międzynarodowych i krajowych,
pracochłonnych projektów urbanistycznych wykonywanych przez Profesora i Jego zespół,
mozolnych ćwiczeń, egzaminów, wykładów, ale również organizowanych przez studentów
i z ich inicjatywy różnych wieczorków: a to jemeńskiego, to wietnamskiego czy
syryjskiego. Sypią się zaproszenia na wieczór palestyński, na ślub absolwenta, na
otwarcie Galerii Afrykańskiej (gdzie nawet notabl z ratusza zainteresował się, kim jest
kobieta, której takie rewerencje okazuje połowa zebranych Afrykanów). Barwny korowód
przemieszanych narodowości, kultur i języków niemal ze wszystkich krajów świata.
Istna wieża Babel!
A wszystko to koegzystuje ze sobą, wzajemnie się wzbogacając i
czerpiąc z dorobku Politechniki Krakowskiej, Krakowa, Polski. Cudzoziemcy, przebywając
na naszej uczelni, szybko doceniają osiągnięcia polskiej myśli technicznej oraz wysoki
rozwój najnowocześniejszych technologii.
O tym, że nasze działania dydaktyczne nie idą na marne, wiemy z
ilości obronionych przez absolwentów prac magisterskich i doktorskich, ale ciepło robi
się na sercu, kiedy po "rozesłaniu wici" o mającej się odbyć tradycyjnej
Wigilii, rok w rok okazuje się, iż na sali brakuje miejsc. Rośnie kolekcja tradycyjnych
pamiątek z różnych regionów świata wywieszonych w sekretariacie, a życzenia
świąteczne napływają z całej kuli ziemskiej (nawet z Zimbabwe, gdzie nasz były
student piastuje już tekę wiceministra).
To miłe, że nasi studenci traktują Ośrodek po trosze jako swój
dom, który dał im możliwość zdobycia, często pierwszej, elementarnej wiedzy o
Europie i Polsce.
I my ich lubimy i pamiętamy. Wszystkich. Inaczej po prostu się
nie da. Na koniec pozwolę sobie zdradzić jedno moje skryte marzenie: wspaniale byłoby
zorganizować zjazd wszystkich dotychczasowych absolwentów Ośrodka, a w przyszłości
może nawet założyć ich stowarzyszenie...