Aleksander Böhm

KRAJOBRAZ WOLNOŚCI - MANOWCE CZY NOWA TRADYCJA

Skrót wystąpienia otwierającego konferencję "W poszukiwaniu nowego stylu ogrodowego"

    Pytanie o nowy styl ogrodu jest jak szukanie drogi z miejsca znanego w nieznane. Można udać się w różne strony i dopiero po jakimś czasie okazuje się, czy warto było iść właśnie tam - czy nowe miejsce jest lepsze od tego, z którego wyszliśmy. I pozostaje kwestia fundamentalna: dlaczego w ogóle ruszamy w drogę?
Nie jest to nowy obyczaj. Poczynając od przypomnianych w renesansie słów Protagorasa: "człowiek jest miarą wszechrzeczy" poprzez termin monument national wprowadzony przez Wielką Rewolucję Francuską, można mówić o procesie, w którym niezależnie od zmian stylu zmieniają się podstawy twórczej pracy artysty. W pierwszym przypadku doszło do zachwiania porządku średniowiecznego, który polegał na pokornym, choć niekiedy mistrzowskim poddaniu się kościelnej interpretacji praw boskich. Tak tworzono w stylu romańskim i gotyckim. Ale odtąd to człowiek miał być miarą wszechrzeczy! I tak było w renesansie i baroku. Z kolei pod koniec XVIII wieku uznano, że naród, a nie monarcha czy arystokracja, będzie dziedzicem dorobku kultury. Powstało pojęcie dobra publicznego - w tym krajobrazu. Później rozwój demokracji - przynajmniej do pewnego momentu - zapowiadał nowy ład. Przynosił obywatelowi pewne regulacje, a więc wyrzeczenia, w zamian za korzyści płynące z życia uporządkowanego. Obejmowało to manifesty i doktryny artystyczne dwudziestowiecznej awangardy.
Nie wchodząc w oceny tych postaw, uważam, że obecnie jesteśmy świadkami kolejnego, tym razem ponowoczesnego okresu w relacjach twórca i jego dzieła - etapu fascynacji wolnością jednostki. Ma to swoje źródło o wiele głębiej niż zwykliśmy w Polsce sądzić, ograniczając się do rodzimej reakcji na 50-letni okres życia w tzw. "państwie opiekuńczym". Epatowanie wolnością jest bowiem zjawiskiem wcześniejszym i silniejszym w społeczeństwach od dawna demokratycznych. To właśnie tam, gdzie "Deklaracja niepodległości" zaczynała się od słów: "każdy ma prawo dążenia do szczęścia", wzrost zamożności obywateli w konfrontacji z bogactwem oferty technologii - a niekiedy z buntem przeciw powszechnej presji konsumpcyjnej - stworzył stereotyp poglądów relatywisty: mam wolny wybór, żyję jak chcę. Pomijając aspekty etyczne takiego właśnie życia - co jest odrębnym problemem - uznanie wolności jako wartości samej w sobie odzwierciedla się również w postawach artystycznych i w tym, co robią zwykli ludzie. Zaczem w naszym otoczeniu pojawiają się elementy coraz wyraźniej zwiastujące tytułowy "krajobraz wolności".
Jednym z drobnych, ale wyrazistych jego objawów jest graffiti, którego nowojorskie początki przypisywane są emigrantowi z Grecji. Demetrios - nieznany chłopiec na posyłki stał się w roku 1971 sławny. Znalazł tysiące naśladowców swobodnej ekspresji pod osłoną nocy. Stworzył problem. Pomalowane domy traciły na wartości - nie tylko domy, całe dzielnice. Graffiti zaczęto kojarzyć z subkulturą i przestępczością. W roku 1997 w Londynie na walkę z graffiti wydano 8 mln funtów. W Polsce za tzw. "zbombienie miejscówki" można dostać od 3 miesięcy do 5 lat. Równocześnie zjawisko zwane niekiedy Art Crimes zainteresowało krytyków sztuki i rynek graffiti jako forma makijażu zaniedbanych miejsc obok przeciwników znalazł także zwolenników. Najsłynniejsi, często ogłaszający się w Internecie, writerzy tzw. tagów stali się sławni.
Modę na wolność podchwyciła reklama. Zaczęto pieczętować tą etykietą niemal wszystko - od konta w banku po środki antykoncepcyjne. Daleko posunięta swoboda dotyczy nie tylko treści, ale i formy tzw. billboardów, bez przeszkód wchodzących w zabytkowe place i ulice.
Rozumianą po swojemu wolność chętnie wykorzystują niektórzy architekci. Organizują głośne konkursy na awangardowe eksperymenty, nie bacząc na status zabytkowego miejsca - jakby sami nie wierzyli w sens eksponowanych, ale nie realizowalnych projektów. Oto opinia jury na temat nagrodzonej pracy w II Biennale Architektury z roku 1987, której tematem był krakowski Salwator: "Plan operuje abstrakcyjnym metaforycznym zapisem. Kod graficzny jest inspiracją dla decyzji przestrzennych. Koncepcja jest wieloznaczna, otwarta dla tworzenia różnorodnych obszarów architektonicznych". Kiedy indziej zapominają o własnych poglądach i dla zysku, ale pod hasłem swobody twórczej, próbują wznosić skandalizujące budowle w obrębie terenów prawnie chronionych. Wreszcie słychać ich głos w populistycznych zapowiedziach podstawowych dokumentów planistycznych. "Studium to będzie umożliwiać każdemu zbudowanie domu na swojej działce, bez względu na to, czy jest to teren budowlany czy nie". Te słowa usłyszeliśmy przed rokiem z ust głównego architekta Krakowa na temat lansowanego przez niego projektu studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta.
Powstaje sytuacja gęsta od paradoksów i pytań. Architekt, a więc przedstawiciel zawodu zaufania publicznego, chcąc przypodobać się kolegom lub radzie gminy obiecuje, że wszystko będzie dozwolone, czyli de facto podważa sens planowania i projektowania, a więc własnej pracy. Rosnący nareszcie (!) - wraz z dobrobytem - popyt na wartości ponadpodstawowe, a wśród nich na piękno krajobrazu, załamie się wobec podaży ersatzu piękna - czyli nawet nie kiczu. A malowanie po murach - to twórczość czy chuligaństwo? Czy reklama uniemożliwiająca sfotografowanie zabytku bez dygresji o piwie, kawie czy majtkach, ale zarazem wspomagająca fundusze na remonty, może wisieć czy nie? Czy zły pieniądz musi wypierać dobry pieniądz?
Skutki takiej wolności wydają się na tyle chaotyczne, że nie mogą być długotrwałe i zapowiadają wychylenie się wahadła nastrojów społecznych w przeciwległą stronę, czyli oczekiwanie na kogoś "kto zrobi z tym wszystkim porządek". Zanim to nastąpi - oraz gdyby to nastąpiło - taka wolność bez odpowiedzialności z punktu widzenia twórczości niesie jeszcze jedno zabójcze zagrożenie - zagrożenie wrzucenia do jednego worka wandali i szarlatanów zarabiających na szmelcu, razem z awangardowymi artystami, próbującymi budować nową tradycję.
Stojący na pograniczu sztuki i nauki architekt - w dodatku dydaktyk - ma w tej sytuacji trudne zadanie. Po pierwsze, rzecz się toczy i trzeba czasu na oddzielenie ziarna od plew. Po drugie, pracuje z młodzieżą, której ma nie tylko przekazać reguły pradawnego zawodu, ale także otwierać drogi do innowacji i zachęcać do eksperymentu.
Co robić? Jeśli prawdą jest, że optymista to dobrze poinformowany pesymista, zbierajmy informacje i bądźmy optymistami. Bo właśnie optymizm pozwoli nam wznieść się ponad małostkową dezaprobatę tego co nowe i podjąć wysiłek pisania dalszego ciągu tradycji. Cóż innego pozostaje nam - przedstawicielom zawodu zaufania publicznego - narzekać? Pamiętajmy także słowa wypowiedziane 150 lat temu w Szwajcarii: "dla poety wszystko jest piękne, dla świętego wszystko jest boskie, dla bohatera wszystko jest wielkie; dla człowieka nikczemnego i podłego duchem wszystko jest wstrętne i złe"1. Ale są także bardziej namacalne powody do optymizmu.
Na tle wyglądu naszego ponowoczesnego już otoczenia - nazwanego tu "krajobrazem wolności" - zdominowanego dziełami ręki ludzkiej, które często budzą niepokój, a co najmniej kontrowersje, na sytuację współczesnej architektury krajobrazu i sztuki ogrodowej wpływają dwa krzepiące czynniki. Pierwszy to pozbycie się czegoś, co sarkastycznie można nazwać splendid isolation - zaszczytną izolacją. Przepływ informacji, podobnie jak krajobraz, nie ma granic. Żyjemy w "globalnej wiosce", a więc już nie w zacisznym odosobnieniu "wsi spokojnej", gdzie spod krytego gontem daszku można było lekceważąco komentować niezrozumiałe odgłosy świata. Architekt krajobrazu, jeśli nie chce być "projektantem stanu istniejącego", nie może nie wejść w nurt współczesnych eksperymentów. To otwiera uśpione możliwości, również wymiany myśli i partnerstwa z twórcami reprezentującymi dziedziny pokrewne i - używając paradoksu - tradycyjnie awangardowe! W dodatku partnerstwa ubezpieczonego. Tu bowiem pojawia się drugi czynnik. Swoistą polisę daje niezbywalne w naszym warsztacie tworzywo przyrodnicze, które może nie być najważniejsze w twórczości kolegów malarzy, rzeźbiarzy, architektów, a także poetów i filozofów (pamiętajmy o wpływie Pope`a na Kenta, czy niedawno Derridy na Tschumiego). Nie zadzierajmy nosa, twórczość to także innowacyjne pomysły naszych kolegów inżynierów, które mogą być dla nas bezcenną inspiracją.

Krajobraz wolno?ci - manowce czy nowa tradycja

Potencjał sił przyrody z istoty rzeczy jest kontrapunktem dla ludzkich pomyłek, po których jak już nieraz przekonaliśmy się, następuje sukcesja naturalna - również w sensie dosłownym - kpiąca z niegdysiejszej mody. Bowiem od przyrody jesteśmy uzależnieni bardziej niż nam się wydaje! Śmiem wręcz twierdzić, iż wobec postępującej globalizacji, właśnie przyroda, a nie architektura, będzie wkrótce najbardziej wiarygodnym wyróżnikiem odmienności regionalnej. Na pocieszenie chciałoby się powiedzieć, że błędy architekta krajobrazu, a jeszcze bardziej ogrodnika - niczym błędy lekarza - przykryje w końcu ziemia. Jeśli jednak nie porosną chwastami - jeśli przetrwają, to znaczy, że miały w sobie coś cennego i stały się godnym naśladowania wzorem, przynajmniej na jakiś czas. Zatem ciesząc się atrybutami naszego zawodu, nie bójmy się odbić od znanych brzegów i żeglujmy, ale - korzystając z wolności, wybierajmy głębie - nie kałuże.
Kończąc, chciałbym odpowiedzieć na postawione na początku pytanie: dlaczego ruszamy w drogę? Nie wiem - ale skłonny jestem przyjąć jako odpowiedź zdanie znanego męża stanu: "Nie ma nic złego w starych zasadach, ale gdyby działały, działałyby do dzisiaj"2.

1 Henri Frédéric Amiel (1821 - 1881).
2 Tony Blair, wg "Polityka", 41/2002.