STUDENCI PK
Aleksandra Dąbrowska
„Nic nie powstaje z niczego...”
Czytając Lukrecjusza
W dzisiejszych
czasach oswoiliśmy materię do tego stopnia, że przeprowadzamy doświadczenia
na pojedynczych atomach, możemy je fotografować, na porządku dziennym mówi
się o inżynierii kwantowej. Pojęcie atomu stało się tak pierwotne, że nie
wymaga definicji. Przenieśmy się myślami do Abdery, gdzie w V wieku p.n.e. w
filozofii starożytnej narodziła się atomistyczna teoria materii. Tam właśnie
– mając jako narzędzie poznania jedynie dedukcję na podstawie
obserwacji gołym okiem – Leukippos i Demokryt stworzyli teorię budowy
materii, której słuszność wykazano doświadczalnie setki lat później.
Teoria atomizmu urzeka zwięzłością: materia nie jest ciągła, lecz
zbudowana z atomów i próżni.
Przede mną leży „De
rerum natura”, dzieło rzymskiego poety i filozofa, Lukrecjusza,
zwolennika doktryny epikurejskiej, która za cel stawiała indywidualne szczęście
człowieka osiągane jedynie drogą poznania rzeczywistości. Tylko w ten
sposób można uchwycić sens, zrozumieć relację człowieka ze światem.
Współcześni Lukrecjuszowi
wyznawali epikureizm powierzchowny, światowy, wręcz zwulgaryzowany, obierający
za jedyny cel czerpanie uciech z życia. Epikureizm Lukrecjusza to doskonała
nauka, skonstruowana według zasady stawiania tez i przyjmowania założeń, spójnego
dowodzenia i wyciągania wniosków. Ten trzystopniowy motyw jest wyraźnie
widoczny w poemacie. Lukrecjusz postawił sobie za cel przeobrażenie suchej i
nużącej nauki Epikura w urzekającą i przekonywającą teorię. W
„De rerum natura” piękno poezji łączy się więc z pięknem formułowania
praw, dowodzenia, z próbą udzielenia zwięzłej i jednoznacznej
odpowiedzi.
Lukrecjusz rozpoczyna od
stwierdzenia: nic nie powstaje z niczego, a to, co istnieje, nie może być
nigdy unicestwione. I dowodzi: gdyby materia mogła powstawać z niczego,
stworzenia rodziłyby się bez przyczyny, np. ptaki sfruwałyby z powietrza,
ludzie wychodziliby z wody, drzewa owocowałyby w różnych porach, itd.
Skoro tak nie jest, twierdzenie „nic z niczego” jest słuszne.
„Wszystkiemu potrzebne są ziarna” 1,2). Nic nie powstaje z niczego i „nic nie może obrócić się w zupełną nicość (...). Ciałka po śmierci natura rozprasza, lecz nie traci” – materia jest niezniszczalna, jedne jej formy przekształcają się w inne – przekonuje poeta. Na kluczowe pytanie: „Skąd pewność ziarn istnienia, gdy ich oko nie dostrzeże?”, Lukrecjusz odpowiada różnorodnie. Między innymi dowodzi istnienia atomów, porównując niszczące działanie niewidzialnego wichru i widzialnej rzeki. Wysnuwa wniosek, że wiatr, podobnie jak woda, jest materialny, zbudowany z małych, niewidzialnych drobin. Materialnie – za pomocą drobin – tłumaczy też rozchodzenie się zapachu, ciepła, dźwięku. Oto fragment z księgi pierwszej – poetycka obserwacja ziarnistości materii:
(...) gdy suknie rozwiesisz na
falą zmywanych skałach,
Same ci wodę wchłoną i same na słońcu wyschną,
Ale nie ujrzysz, jak wilgoć do szat zdołała się wcisnąć,
Ani jak się w powietrze ulatnia z nich na upale.
Czemu? Bo ciecz jest z ciałek tak drobnych, że ich wcale
Ludzkie oko nie ujrzy. Pierścień, noszony stale
Przez długie lata słoneczne, znacznie się ściera od spodu.
Najtwardszą skałę wydrąży kroplami ciekąca woda,
A w pulchnej nawet ziemi oracza praca długa
Zjada niepostrzeżenie żelazne ostrze pługa.
Każdy widzi, jak dawniej równe gościńce kamienne
Starły się od nóg tłumu w zwykłej przechadzce codziennej;
Spiżowe u drzwi posążki, pozdrawiające z wnęki,
Wciąż krótsze mają prawice od podawania ręki.
Widać więc, że maleją przedmioty ścierane częściej -
Ale jakie co chwila z nich ubywają części,
To już zakryte oczom (...)
Lukrecjusz
przyjmuje za Demokrytem istnienie próżni, która jest warunkiem ruchu.
Udowadnia to w następujący sposób: gdyby materia była szczelna, niemożliwe
byłoby jej wzajemne przenikanie. Podaje piękny przykład jednakowych objętościowo
ciał, różniących się ciężarem. „We wszystkich ciałach jest więc
jakaś domieszka pustej przestrzeni”. I wysnuwa kolejny wniosek: ponieważ
atomy są niepodzielne (nie zawierają w sobie próżni), są również
niezniszczalne i wieczne – „Zatem jeśli brak próżni cechuje
ciałka stałe, muszą one być wieczne...”.
Atomy nie są nieskończenie małe
i posiadają swoje dyskretne cechy. Porównajmy demokrytejską i epikurejską
koncepcję atomu. Demokryt twierdził, że istnieje nieskończenie wiele atomów
o nieskończenie wielu formach. Epikur podobnie uznawał nieskończoną ich ilość,
jednak zakładał, że ilość form atomów jest skończona. Demokryt obdarzył
atomy cechami takimi jak masa i kształt, natomiast różnorodność materii tłumaczył
różnorodnością ich połączeń, odwołując się do analogii tworzenia słów
z pojedynczych liter – o różnorodności słów decydują:
kształt N A
szyk NA AN
położenie N Z
Epikur postąpił krok dalej.
Przyjął, że atom składa się z pewnej liczby najmniejszych cząstek (lukrecjuszowe
minimae partes). Liczba ta byłaby czymś w rodzaju miary atomu i możemy
dziś kojarzyć z nią liczbę atomową.
Genialne jest stwierdzenie
Demokryta, że materia to atomy w ruchu. Ruch materii bierze się z ruchu atomów.
Jako przykład podaje Lukrecjusz opis, który kojarzymy z ruchami Browna. Poeta
dostrzega jednak pewną nieścisłość. Formułuje problem: jeśli każdy atom
spada niezależnie pionowo w dół, jak wyjaśnić zjawisko łączenia się ich
w materię? I przedstawia epikurejską hipotezę parenklizy (paregklisiz), która
mówi, że w nieokreślonym miejscu i w nieokreślonej chwili atomy doznają
niedostrzegalnych, dyskretnych odchyleń. Pojęcia „nieokreślony” i
„dyskretne” na pewno kojarzą się z językiem mechaniki
kwantowej. Teoria parenklizy nazywana jest często epikurejską teorią
nieoznaczoności.
W poemacie Lukrecjusz
zastanawia się, jak własności atomów wpływają na cechy ciał. Udowadnia
bezbarwność atomów, zwracając uwagę na niejednoznaczność barwy
obserwowanego ciała. Przeczuwa zasady optyki atomowej (!), pisząc:
„uderzenie światła pobudza barwy własności.”
W księdze czwartej opisuje
zjawiska wrażeń zmysłowych i zastanawia się nad ich mechanizmami. Atomiści
wysunęli teorię, że jakości rzeczy powstają w wyniku oddziaływania pomiędzy
ciałem a obserwatorem. Od Demokryta przejmuje Lukrecjusz koncepcję obrazów (eidwla),
stawia tezę, że wrażenia zmysłowe powstają w wyniku dopływających z zewnątrz
„podobizn”. Czyżby pod greckim pojęciem „eidwla” kryły
się tak dobrze nam dzisiaj znane oddziaływanie elektromagnetyczne, fale dźwiękowe,
dyfuzja?...
Wypada zastanowić się nad
wiarygodnością informacji uzyskanych tą drogą. Co sądził na ten temat
Demokryt? Rozróżniał dwa rodzaje poznania: poznanie jasne – za pomocą
rozumu i poznanie ciemne – za pomocą zmysłów. Właściwy porządek
poznawania, według Demokryta, to w pierwszym etapie poznanie jasne, ale na
bazie obserwacji, w drugim – poznanie ciemne. Obydwaj – i Demokryt,
i Epikur, wyznawali tę samą zasadę, ujętą poetycko przez Lukrecjusza:
Jest materia – to mówi nam zmysł, ten wspólny nam wszystkim,
Gdybyśmy mieli nie wierzyć w świadectwa jego ścisłość,
Nie będzie przy rzeczach ukrytych na czem się oprzeć zgoła,
Ni ustalić rozumem, ni dokąd się odwołać.
Zatem u
podstaw poznania rozumowego znajduje się poznanie zmysłowe. I tu drogi filozofów
rozchodzą się. Epikur w przeciwieństwie do Demokryta twierdzi, że zmysły są
nieomylne. Główna teza epikurejska dotycząca teorii poznania brzmi:
„Zmysły są nieomylne. Źródłem błędów jest umysł i pamięć”.
Lukrecjusz dodaje: „Oczy ci mówią o rzeczach, nie mówią o rzeczy
przyczynie. Tę tylko umysł podsuwa”.
Epikur jawi się nam jako twórca
doktryny optymistycznej dla filozofów i naukowców – właściwe i
bezpieczne jest bezpośrednie obserwowanie świata, o ile tylko poprawna będzie
interpretacja obserwacji. Ponieważ ceni sobie spokój i bezpieczeństwo życia,
szuka teorii interpretacji świata zgodnych z postrzeganiem.
Demokryt mówi: „Naprawdę
nic nie wiemy, prawda bowiem leży w głębi na dnie” 3).
Pełne, a zarazem rzeczywiste poznanie świata jest dla nas nieosiągalne.
Demokryt zdawał sobie sprawę z tego, że człowiek, nie do końca może się
utożsamiać z otaczającym go światem.
Wyjaśnienie przyczyny niemożności
dogłębnego porozumienia się ze światem, którego częścią jesteśmy, dręczy
ludzkość niezmiennie przez wszystkie wieki. Jak w wierszu W. Szymborskiej
„Rozmowa z kamieniem”
Pukam do drzwi kamienia.
– To ja, wpuść mnie.
Chcę wejść do twego wnętrza,
rozejrzeć się dokoła,
nabrać ciebie jak tchu.
– Odejdź – mówi kamień. -
Jestem szczelnie zamknięty.
Nawet rozbite na części
będziemy szczelnie zamknięte.
Nawet starte na piasek
nie wpuścimy nikogo.(...)
– Jeżeli mi nie wierzysz – mówi kamień –
zwróć się do liścia, powie to, co ja.
Do kropli wody, powie to samo, co liść.
Na koniec spytaj włosa z własnej głowy.
Śmiech mnie rozpiera, śmiech, olbrzymi śmiech,
którym śmiać się nie umiem.
Pukam do drzwi kamienia.
– To ja, wpuść mnie.Nie mam drzwi – mówi kamień.
Aleksandra Dąbrowska jest studentką Wydziału Fizyki Technicznej i Modelowania Komputerowego PK, w tym roku za bardzo dobre wyniki w nauce otrzymała stypendium ministra edukacji narodowej.
1) Wszystkie przytaczane fragmenty pochodzą z dzieła Lukrecjusza „O naturze wszechrzeczy”, w przekładzie Edwarda Szymańskiego, PWN 1957.
2) Lukrecjusz zamiast pojęcia „atomu” używa nazw: „ziarna”, „ciałka”, „drobiny”.
3) Diogenes Laertios.