Przestrzeń nie tylko dla człowieka

 

    Wykładniczy wzrost populacji ludzkiej wymusił szereg zjawisk, które kolidują z ochroną przyrody, w szczególności z ochroną zwierząt wyższych. Mówimy przede wszystkim o takich zjawiskach jak: zajmowanie przez człowieka coraz większych obszarów, nadeksploatacja zasobów i wzrastające antropogeniczne przemiany środowiska przyrodniczego. Te i inne czynniki prowadzą do utraty podstawowych siedlisk (ryc. 1), przestrzeni życiowej, a w konsekwencji do regresu, a nawet wyginięcia populacji.

Ryc. 1. Zależność typu „species-area”, czyli zależność między stratami gatunkowymi a ubytkiem powierzchniowym podstawowych siedlisk różnych grup gatunków. Tę empirycznie wykazaną relację opisują krzywe logarytmiczne. Strategicznym celem Światowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) jest uratowanie minimum 10 proc. każdego naturalnego siedliska, co pozwoliłoby ocalić 45 – 70 proc. gatunków (A. P. Dobson 1996, zmienione za „Nature’s Place”, 2000)

    Od przestrzeni i środowiska przyrodniczego zależy, czy dany gatunek przetrwa. Wielkość areału niemal każdego gatunku to wartość, której niczym nie da się zastąpić. Większość zwierząt o cechach wyższej organizacji należy do gatunków terytorialnych, czyli takich, które zapewniają sobie (przynajmniej na okres rozrodu) niezbędną przestrzeń wraz z zasobami i aktywnie jej bronią (tzw. terytorializm) przed intruzami własnego gatunku lub też gatunków pokrewnych. Wiele z nich dla pełniejszego zrealizowania swego behawioru wymaga dodatkowych terenów penetracji (ang. home range). Terytorializm jest jednym z najważniejszych mechanizmów przeciwdziałających przegęszczeniu populacji. Im zwierzę jest większe i bardziej mobilne, tym większego terytorium wymaga (ryc. 2).

Ryc. 2. Terytoria niektórych gatunków zwierząt charakterystycznych dla Bieszczadzkiego Parku Narodowego (BdPN) i Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery „Karpaty Wschodnie” na tle powierzchni tych obiektów (Z. Głowaciński 2000, „Monografie Bieszczadzkie”) – przykład zapotrzebowania przestrzennego przedstawicieli fauny

    To o największych przedstawicielach fauny, zwłaszcza fauny afrykańskiej myślał z troską Bernhard Grzimek, tytułując swój słynny film przyrodniczy: „Nie ma miejsca dla dzikich zwierząt”. W odniesieniu do poszczególnych gatunków rozważa się tzw. minimum powierzchniowe, które pozwala na utrzymanie przy życiu każdego z nich. Ma to znaczenie w tworzeniu skutecznej ochrony rezerwatowej dla gatunków i ekosystemów. Ważny jest także stopień złożoności struktury siedlisk i ekosystemów na tych obszarach – im struktura bardziej rozbudowana (np. klimaksowy las w porównaniu z polem uprawnym), tym siedlisko bardziej chłonne i pojemne dla gatunków. Generalnie, liczba gatunków jest funkcją powierzchni, przy czym liczba ta wzrasta z powierzchnią logarytmicznie. Sprawdzona empirycznie teoria biogeografii wysp MacArthura i Wilsona dopowiada, że ze wzrostem powierzchni (ostoi, wyspy środowiskowej) spada natomiast ryzyko ekstynkcji (ryc. 3).

Ryc. 3. Ryzyko ekstynkcji jako funkcji wielkości powierzchni wyspy, określone na przykładzie ptaków gnieżdżących się na wyspach północno-zachodniej Europy. Ryzyko wymarcia zmniejsza się wraz ze wzrostem powierzchni (według J. M. Diamonda 1984, „Extinctions”, nieco zmienione). Prawidłowość tę przez analogię można odnosić do lądowych „wysp środowiskowych”, którymi są np. grupy zadrzewień śródpolnych, kępy zarośli w krajobrazie kulturowym, czy też gniazda górskie w nizinnym otoczeniu

    Terytorialną istotą jest również człowiek, stąd – trywialnie rzecz ujmując – zabiegi o oddzielne mieszkania i odpowiedni ich metraż, stąd też wojny między narodami i państwami. Z natury rzeczy potrzebujemy własnej przestrzeni, ale przestrzeni przyjaznej, która daje nam poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Pozbawienie nas takiej przestrzeni wyzwala – podobnie jak u przegęszczonych populacji zwierzęcych (vide: teoria socjobiologii E. O. Wilsona i etologii K. Z. Lorenza) – stres, agresję i zjawiska społecznie patologiczne. Przestrzeń to również zasoby naturalne. Każde odpowiedzialnie rządzone państwo zabiega o zagwarantowanie społeczeństwu przestrzeni życiowej. Nie chodzi o zdobycze terytorialne kosztem innych społeczeństw (bo byłoby to nieodpowiedzialne), ale o wydzielanie w obrębie własnej jurysdykcji obszarów szczególnej troski, środowiskowo nie zniszczonych i nieskażonych, jako swego rodzaju rezerwy środowiskowej. Zwykle wiąże się to z ochroną ważnych sanktuariów przyrodniczych i lokalnego dziedzictwa kulturowego. W takich państwach tworzy się systemy obszarów chronionych, w których szczególne znaczenie mają parki narodowe, parki krajobrazowe i rezerwaty przyrody. Pod auspicjami agend ONZ (UNEP, MaB UNESCO) i światowych organizacji ochrony przyrody (np. IUCN/WCU, WWF) powstają międzynarodowe zintegrowane sieci obszarów i obiektów chronionych (np. NATURA 2000). Do tych działań włącza się również Unia Europejska, tworząc restryktywne dyrektywy, m.in. Dyrektywę Habitatową. Tereny chronione i tzw. przyjazna przestrzeń to nie tylko problem ochrony przyrody, ale i polityczny, jego społeczne znaczenie wciąż wzrasta.

Ryc. 4. Diagram mobilności, rozbicie i izolacja populacji przez ruchliwą szosę na przykładzie jednego z przedstawicieli (Abax ater) owadów biegaczowatych Carabidae. A-D = eksperymentalne linie pułapkowe (H. J. Mader 1979, „Schriftenreihe für Landschaftsphlege und Naturschutz”)

    Nasuwa się zasadnicze pytanie: jak gospodarować ograniczoną przestrzenią, w której realizuje się życie biologiczne (biosfera) i w której człowiek mógłby kontynuować swój rozwój cywilizacyjny – wprowadzać w czyn najrozmaitsze zamysły i wizje techniczne, nie pozbawiając szans na przeżycie tysięcy czy milionów innych gatunków, zachowując naturalne ekosystemy i zasoby genetyczne. Należy pamiętać, że gatunki i pule genowe to zasoby nieodnawialne, których znaczenia dla człowieka i funkcjonowania systemów ekologicznych na ogół nie znamy. Takich przypadków nie obejmuje zatem słynny apel prof. Walerego Goetla, że to „co w przyrodzie technika zniszczyła, technika powinna naprawić”. Ekspansja populacji ludzkiej zepchnęła wiele gatunków zwierząt, roślin i innych organizmów do szczątkowych ostoi i na krawędź egzystencji. Wiele gatunków w Polsce i na świecie wyginęło niemal na naszych oczach (vide np. „czerwone listy” gatunków). W Polsce największe straty we florze i faunie spowodowała zabudowa terenów, rozwój infrastruktury komunikacyjnej, chemizacja rolnictwa i przemysłowe zanieczyszczenia wód, osuszanie bagien, prostowanie koryt rzecznych i ich zabudowa oraz dewastacyjna eksploatacja lasów. Wybudowanie jednej tylko zapory wodnej bez przepławek na Wiśle pod Włocławkiem (1968 r.) zamknęło większość dorzecza Wisły dla ryb wędrownych, głównie łososiowatych. Na niezabezpieczonych polskich szosach pod kołami samochodów giną co roku setki tysięcy ssaków, ptaków, płazów i niepoliczalne ilości bezkręgowców. Autostrady, szosy i związany z nimi ruch kołowy należą do grupy czynników oddziałujących destrukcyjnie na biocenozy – powodują rozbicie i osłabienie populacji (ryc. 4). Często prowadzi to do lokalnej zagłady gatunków.

Ryc. 4.

    Problem koegzystencji człowieka z „dziką przyrodą” wymaga stałego zaangażowania przyrodników, ale również większego niż dotychczas włączenia się do prac inżynierów i techników. Pod tym względem dobry przykład dają architekci krajobrazu, jakkolwiek ich głos dotyczący gospodarowania przestrzenią z trudem dociera do powszechnej świadomości i praktyki. Technika może zaproponować, a nawet do pewnego stopnia wymusić na inwestorach stosowanie rozwiązań, które będą minimalizowały straty biologiczne powstające poprzez zabudowę terenu, budowę arterii komunikacyjnych, zapór wodnych czy innych uciążliwych dla żywej przyrody obiektów. Wiele takich rozwiązań jest już znanych i sprawdzonych na świecie. Z reguły są bardzo kosztowne, ale pod naciskiem opinii publicznej wprowadzone są tu i ówdzie do praktyki (ryc. 5), tyle że najczęściej w formie uproszczonej, a w Polsce co najwyżej symbolicznej. W tym kontekście hasło głoszące, że technika może naprawić szkody tam, gdzie je wcześniej wyrządziła, jest przekonujące i w dużej mierze realne. Jednak problem musi wyjść poza hasła. Jak to uczynić – to zapewne sprawa ściślejszej niż dotychczas kooperacji techników z przyrodnikami, i nacisku na decydentów. Przede wszystkim należy uczyć ekologii i podstaw współczesnej ochrony przyrody studentów kierunków inżynieryjnych.

Zbigniew Głowaciński


Prof. dr hab. Zbigniew Głowaciński – zoolog, ekolog, redaktor Polskiej Czerwonej Księgi Zwierząt; zastępca dyrektora ds. naukowych Instytutu Ochrony Przyrody PAN Oddział w Krakowie.