NASZA POLITECHNIKA


Zbigniew Polański

CYFROWA SZKOŁA PRZETRWANIA
 (Część I) Część II

    W części pierwszej (nr 1(19)/2000 "NP") przedstawione zostały różne, nie zawsze w pełni pozytywne aspekty życia codziennego z komputerem. Wskazano, iż powszechna obecność komputerów stwarza - dla współczesnego człowieka - sytuację, którą nazwano umownie cyfrową szkołą przetrwania. Szczególnie zaakcentowany i udowodniony na przykładach został fakt wyjątkowo dużego tempa zmian systemów komputerowych.

Dostęp do informacji

    Znacznie ważniejsze są skutki tak szybkich zmian hard i softwarec u. Rozważmy tylko jeden z wielu aspektów, ale bardzo ważny - sposób przechowywania i rozpowszechniania informacji. Człowiek od wieków utrwalał i przechowywał pewne informacje, np. kodeksy prawne, fakty historyczne itp. Bardzo dawno temu w Egipcie były to dokumenty, głównie teksty prawne, pisane na papirusie (ok. 3000 p.n.e.). Był też czas pergaminu, specjalnie wyprawionej skóry, znanego w starożytności i używanego w średniowieczu. Dopiero na początku XII w. do Europy przenika wynaleziony w Chinach - papier. To były ówczesne nośniki informacji, lecz o raczej mizernych rozmiarach i niewątpliwie trudnym kopiowaniu, warunkującym ich rozpowszechnianie. Oto spektakularne przykłady. Znana jest tzw. Willa Papirusów (Puzonów) w Herculanum, zasypana w wyniku wybuchu Wezuwiusza w 79 r. n.e.; była w niej biblioteka zawierająca ponad dwa tysiące zwojów papirusów. Dygresja: czy dyskietki mogą przetrwać wybuch wulkanu, gdy nawet nie wytrzymują rozlanej kawy? Nie wiem ile znaków tworzących odpowiednie teksty utrwalano na jednym zwoju; założyłem, iż będzie to 100 tysięcy znaków (ok. 50 stron współczesnego maszynopisu). Dokonując, bardzo orientacyjnego, oszacowania według miar właściwych współczesnej informatyce - założyłem też dodatkowo, iż jeden znak na papirusie odpowiada znakowi kodu ASCII zajmującemu 1 B (bajt) pamięci. A to oznacza, że zapis jednego zwoju wymaga ok. 0,1 MB (105 znaków = 105 B = 105/220 MB), czyli cała biblioteka konsula Lucjusza Kalpurniusza Pizona Cezoninusa (?) to jedynie 200 MB (sic!). Trzy takie biblioteki swobodnie mieszczą się na jednej płytce CD-ROM.
    Ludzkość jest dumna z posiadanej wiedzy; znane jest powiedzenie: Wiedza to potęga, o XVI - wiecznym rodowodzie (Scientia potestas est - Knowledge is power). A wiedzę zapisaną głównie w książkach gromadzono dotychczas w bibliotekach. Krakowska Biblioteka Jagiellońska, powstała równocześnie z Uniwersytetem (1364 r.), liczy ok. 5 mln jednostek, notabene ma swoją bazę komputerową. Jeżeli tzw. jednostkę utożsamimy przykładowo z książką o 1000 stron tekstu (nie wnikamy tu w szczegóły dotyczące plikowego zapisu grafiki: formaty plików, wymagana pamięć itp.) - to cała Biblioteka Jagiellońska teoretycznie powinna się zmieścić na ok. 600 płytach DVD o przyszłościowo osiągalnej pojemności 17 GB (). Natomiast słynna Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych, gromadząca ogółem 52 mln egzemplarzy książek (19 mln) i manuskryptów (33 mln) zmieści się - nadal szacując w przybliżeniu - na 6000 płyt DVD. Obrazowo: układając je w stos i to łącznie z opakowaniem - otrzymamy poniżej 1,5 m3 płyt DVD; mieszczą się swobodnie w małym pokoju - szokująca różnica w porównaniu z olbrzymim gmachem Library of Congress.
    Zmiana technologii zapisu informacji rzutuje w sposób zasadniczy na jej rozpowszechnianie. Rozpowszechnianie wymaga tworzenia kopii - teksty na papirusie, a zwłaszcza pergaminie musiały być ręcznie przepisywane. Papier i wynalazek Gutenberga zmieniły sytuację. Gutenberg wydrukował - dużą na owe czasy - liczbę 165 (?) egzemplarzy Biblii na papierze i 35 (?) na pergaminie. Potem jednak rusza prawdziwa papierowa lawina - pęcznieją szybko biura i urzędy oraz biblioteki i archiwa; pomimo że w tych ostatnich stosuje się różne środki zaradcze. np. mikrofilmy.
    Radykalną zmianę przynoszą dopiero komputery. Proces kopiowania - to sekundy operacji plikowych wykonywanych pod Nortonem, czy też Explorerc em. Dominujące znaczenie dla rozpowszechniania informacji mają jednak technologie sieciowe.
    Tu oczywiście należy od razu wymienić Internet; elementarne możliwości techniczne indywidualnego dostępu to modem, ale już jest HIS, czy też ADSL i oczywiście nowe usługi telewizji kablowej. Nawet popularny telefon komórkowy przechodzi metamorfozę; już nie tylko umożliwia bezpośrednią rozmowę oraz znane usługi: poczta głosowa, czy wiadomości SMS - następuje jego stopniowa integracja z komputerem, a w tym zapewnienie dostępu do Internetu.
    Komputery połączyły się lokalnie w sieć (LAN), sieci i komputery połączyły się globalnie - powstał Internet. A o tym co zapewnia Internet wiedzą już dzieci w szkole podstawowej. Ergo: przestały istnieć techniczne ograniczenia w gromadzeniu i rozpowszechnianiu (przesyłaniu) informacji; teoretycznie każdy ma do niej dostęp. Wiele jednak wskazuje na to, iż są to możliwości potencjalne, których wykorzystanie nie jest łatwe.

Aksjomat cyfrowego świata

    Komputery otworzyły nową erę w dziejach ludzkości; brzmi to jak banał, ale ... jest prawdą.
    Nie ulegajmy tylko stereotypowi, iż wszystko co nowe jest pod każdym względem lepsze. Komputery, kreujące cyfrowy świat, działają w oparciu o pewne założenie, które ma cechy aksjomatu następującej treści:

    Każdą informację można przedstawić w postaci liczb.

    Aksjomat się po prostu akceptuje lub odrzuca - ale nie dowodzi jego prawdziwości; jeżeli akceptujemy tożsamość: informacja o liczba, to wkraczamy w cyfrowy świat prawie nieograniczonych możliwości komputerów. A struktura tego świata jest, mniej - więcej, następująca:

    Nie zmienia to jednak faktu, iż użytkowanie komputerów otwiera przed nami ogromne, prawie nieograniczone możliwości ich różnorodnych zastosowań. Obecnie łatwiej wymienić, gdzie nie stosuje się komputerów, niż odwrotnie. Oczywiste jest też, iż najpoważniejszym obszarem zastosowań komputerów jest gospodarka. Nie można tu nawet streścić tej problematyki; zainteresowanym sugeruję książkę Don Tapscotta - pod jednoznacznym tytułem: Gospodarka cyfrowa; notabene określenie e-business zakorzeniło się już na trwałe (podobnie jak e-mail). Materialne rzeczy typu: gotówka, czeki, faktury itp. - zamieniają się na ciągi bitów mknących po komputerowej sieci. Powszechne są systemy komputerowe zawierające moduły typu: finanse, kadry i płace, logistyka i produkcja. Liczba dostawców tego rodzaju oprogramowania stale rośnie, od małych form komputerowych, tworzących systemy w wybranej dziedzinie, do firm tworzących zintegrowane systemy informatyczne. Obejmują one systemy transakcyjne (TPS - Transaction Processing Systems), informacyjne (MIS - Management Information Systems) i wspomagające decyzje kierownictwa (DSS - Decision Support Systems, ESS - Executive Support Systems) itp. Oczywiście ideą naczelną w przedsiębiorstwach produkcyjnych jest ich integracja z systemami komputerowego wytwarzania (CIM - Computer Integrated Manufacturing). Akronimy typu MRP, MRPII, ERP, DEM itp., jak i konkretne systemy np. R/4 (SAP), Baan IV itp. - przestają stopniowo wymagać specjalnego objaśniania.
    Komputery przeniknęły wszędzie: gospodarka, nauka i technika; wspomagają diagnozę lekarza i twórczość artysty: malarza, filmowca itp. Są obecnie w zegarku, samochodzie, samolocie i promie kosmicznym. Stały się po prostu niezastąpione, a człowiek pozbawiony ich wspomagania pozostaje bezradny.

Niewymierna cena

    Człowiek zawarł pakt z komputerem i czerpie z tego korzyści. Nasuwa się jednak osobliwe porównanie z... Panem Twardowskim, któremu pakt z diabłem dał moc czarnoksięską: cień królowej Barbary Radziwiłłówny - wirtualna rzeczywistość, zsypanie srebra z całej Polski pod ziemię w Olkuszu - fortuna Billa Gatesa i innych potentatów przemysłu komputerowego itp. Mistrz Twardowski zapłacić miał jednak własną duszą; powstaje niepokojące pytanie: Czym my płacimy elektronicznemu szatanowi, rodem z Krzemowej Doliny? I nie chodzi tu o wymierną cenę za sprzęt komputerowy, na przykład te kilka tysięcy złotych za PC. Istnieje cena, pozornie niewymierna, którą płacimy przez całe życie zawodowe i obawiam się, iż cena ta stale rośnie.
    Tą ceną jest bezwględna konieczność obciążającego naszą psychikę - ustawicznego kształcenia. Zanim nastały komputery było wiadomo, iż na ogół jak Jaś się czegoś nauczył - to Jan przez całe życie będzie czerpał z tego profity. Sytuacja zmieniła się radykalnie; naturalną konsekwencją doskonalenia sprzętu komputerowego i to w - udowodnionym poprzednio - zawrotnym tempie są zmiany programów komputerowych.
    Programy, a właściwie już systemy komputerowe stają się bardzo złożone. Zaczynają zbliżać się do granic biologicznej percepcji człowieka - ich użytkownika. A na pewno brakuje po prostu czasu na ich opanowanie i niech nikt mi nie wmawia, że programy są coraz to bardziej przyjazne (user friendly).
    To, że mogę klikać myszą, zamiast wpisywać polecenia tekstowe - nie zmienia faktu, iż użytkowanie nawet popularnych programów dla PC staje się coraz trudniejsze. Przykładowe konkrety: podręcznik Stephena Wolframa, twórcy słynnego programu Mathematica dla wersji 2.2 - to książka licząca 961 stron, lecz już następną wersję 3.0 uzupełnia książka - podręcznik o 1403 stronach (sic!); ciekawe jak gruby jest podręcznik do - już istniejącej - wersji 4.00. Nawet poczciwy Excel w archaicznej wersji 5.0 miał super podręcznik o 1028 stronach. I to są fakty, które należy akceptować; jeżeli coś mnie rozśmiesza, to występujące czasami uzupełnianie tego rodzaju przypadków sloganem: Easy Guide!
    Dawniej kształcenie, po okresie młodości, było wyrazem albo zwiększonych ambicji, albo też sympatycznego hobby. Dzisiaj edukacja permanentna staje się niezbędnym warunkiem pracy zawodowej. Oznacza to, na dłuższą metę, że początkowo młody człowiek, zdolny i wykształcony, gdy ukończy jednak kiedyś 40, a potem 50 lat - i o ile w tym czasie nie utworzy sobie prywatnego III filaru emerytury - może znaleźć się w stresującej sytuacji. Będzie poddany presji psychicznej wynikającej z obawy przed wypadnięciem z gry, a to zawsze nie jest przyjemne.
    Nie sądzę, aby istniało inne rozwiązanie jak ukształtowanie nawyku stałego dokształcania.
    Niestety, wygląda to trochę tak, jakbyśmy każdemu kierowcy narzucili obowiązek zdawania egzaminu na prawo jazdy, powiedzmy co kwartał. Notabene, coś takiego jak europejskie komputerowe prawo jazdy - już formalnie istnieje, a odpowiednie materiały informacyjne można już kupić w kiosku z gazetami.
    To właśnie stanowi tę niewymierną cenę jaką, chcąc nie chcąc, wszyscy musimy płacić w nowym, wspaniałym świecie, w którym wszechobecne komputery ułatwiają nam życie. Już pierwszy krok w krainę komputerów wymaga wtajemniczenia polegającego na zrozumieniu całego bogactwa różnych nazw i akronimów. Należy wiedzieć co to jest np. IT, MS, UPS, a może jeszcze CAD, CAM, CIM itd. Nazwy małpa nie należy już kojarzyć z zoo, lecz koniecznie z adresem poczty elektronicznej - @. Akronim MO zniknął wraz z Milicją Obywatelską i obecnie oznacza tylko dysk magnetooptyczny, a WC - to oczywiście również Web Computer.
    A ci, którzy sądzą, iż osiągnęli wymagany stopień wtajemniczenia powinni wiedzieć np. o nowej infrastrukturze informatycznej Oxygen z adaptacyjnym mikroprocesorem (RAW), inteligentnym interfejsem głosowym i innych przyszłościowych rozwiązaniach, wytyczających nowe kierunki rozwoju informatyki.
    I jeszcze jedna, ostatnia refleksja. Niewątpliwie każdy system komputerowy to nie tylko hardwaresoftware, ale i wetware (ang. wetware - mokry towar; gra słów: twardy, miękki i mokry towar), czyli mózg, a lepiej umysł człowieka użytkującego komputer. A jeżeli jest coś prawdziwego w stwierdzeniu: z kim przestajesz - takim się stajesz, to nie można wykluczyć zwrotnego oddziaływania pseudo-intelektu komputera na intelekt i psychikę człowieka.
    Komputery działają wtedy i tylko wtedy, gdy aksjomatycznie zamienia się wszystko co nas otacza na liczby - ciąg zer i jedynek. Oznacza to, iż w świecie komputerów nigdzie nie występują, rządzące nami, emocje. A to spowoduje na przykład, iż sztuczna sieć neuronowa, rozpoznająca obrazy, zaliczy do tej samej klasy rozpoznawanych obiektów zarówno zdjęcie paszportowe młodej kobiety, jak i Giocondę, arcydzieło Leonarda da Vinci, z jej nieodgadnionym niby - uśmiechem. Świat komputerów jest wyłącznie światem liczb, nie jest więc naszym światem. Problemem jest to, czy i my stopniowo nie zaczniemy redukować wszystkiego wyłącznie do liczb. Douglas Coupland w swojej niezwykle oryginalnej książce Poddani Microsoftu prezentuje fascynujący opis zdehumanizowanego pokolenia pracoholików, którzy raczej już zaakceptowali wyrażanie wszystkiego w liczbach. Oto przykładowy fragment maila wysłanego przez jedną z postaci występujących w książce *):

    Jestem w hotelu Westin w Vancouver. Kelner zapytał mnie niby niewinnie, "Na ile osób mam nakryć?", a ja odpowiedziałem: "Na dwie", żeby nie wyglądało, że jestem sam. A jestem sam. Jak to wygląda w skali 1 do 10?
    Był też mail zwrotny, a w nim odpowiedź: *JEDENAŚCIE*. Z całości książki wyłania się obraz ludzi będących niewątpliwie kalekami uczuciowymi, których życie toczy się w cieniu komputerów.
    Ten sposób myślenia może prowadzić do widzenia zachodu słońca jako zbioru atrybutów modelu barw RGB lub CMY występującego w grafice komputerowej lub też kojarzenia rytmów Gorana Bregovie a, względnie głosu Andrea Bocelli - wyłącznie ze standardem ich zapisu MP3.
    To byłaby największa klęska poniesiona w cyfrowej szkole przetrwania, przed którą można i należy się bronić, kształtując swój własny emocjonalny świat - odległy od świata widzianego przez fałszujący bitowy pryzmat.